Pogrzeb Stefana Goslińskiego
Dnia 21.01.2018 roku pożegnaliśmy ostatniego ułana 16 PUW.
krótka historia życia:
Stefan Gośliński rozpoczął służbę wojskową w 16 PUW w roku 1937. Jako kowal z zawodu został skierowany do służby w kawalerii. Służbę odbywał w 4 szwadronie pod dowództwem por. Aleksandra Zarębickiego, w plutonie wachmistrza Franciszka Stachowiaka. W maju 1939 roku ukończył szkołę podoficerską i w nagrodę pojechał na wycieczkę do bazy morskiej na Oksywiu. Odbył wtedy rejs trałowcem po Zatoce Gdańskiej. W czerwcu został awansowany na stopień kaprala. We wrześniu 1939 roku walczył wraz z pułkiem pod Bukowcem – obsługiwał karabin przeciwpancerny WZ. 35. Pan Stefan doskonale pamiętał walki pod Bukowcem. Ataki niemieckiej broni pancernej i naloty lotnictwa. Z żalem opowiadał o wielkich stratach koniowodnych podczas nalotów. Pan Stefan wspominał, że do niewoli dostał się 10 września w okolicach Bydgoszczy. W grupie około 1000 jeńców przebywał w doraźnie zorganizowanym miejscu zatrzymań jeńców, które było w szczerym polu. Wspominał o ucieczce w nocy dużej liczby przetrzymywanych polskich żołnierzy i chęci rozstrzelania przez Niemców pozostałych jeńców. Jeden z wyższych oficerów poprzez tłumacza ostrzegł polskich żołnierzy, że następna próba ucieczki skończy się egzekucją dla pozostałych. Jeńców pognano pieszo przez Koronowo do Bornego Sulinowa, gdzie w koszarach Wehrmachtu przygotowano obóz. Jeńcy byli nie tylko głodni, ale przede wszystkim spragnieni. Tamten wrzesień był wyjątkowo ciepły. Gdy przechodzili obok rzeczki, Gośliński chciał nabrać wody do puszki po masce gazowej. Wtedy idący obok kolega wziął od niego puszkę i sam pobiegł do rzeczki. Idący w eskorcie Niemiec strzelił z pistoletu maszynowego do nabierającego wodę żołnierza. Z wściekłości, że nie zabił go od razu, wystrzelił jeszcze serię. Mimo tego Polak jeszcze kilka minut konał. Do ostatnich swoich dni Stefan Gośliński odmawiał za niego „wieczny odpoczynek”. Porucznik Gośliński nigdy nie poznał imienia i nazwiska szeregowca piechoty, który uratował mu życie. Szczęście go jednak nie opuszczało. Kolejny raz miał się o tym przekonać w okolicach Więcborka, gdzie konwój z jeńcami zatrzymał się na nocleg. Kolumna około 400 Polaków została rozlokowana w szczerym polu. Żołnierze położyli się na ściernisku, przykryli płaszczami i mimo iż była dopiero godz. 19, większość od razu zasnęła. Gdzie nie gdzie tylko słychać było rozmowy. Niemcy wystawili posterunki a wokół śpiących krążyły dwuosobowe patrole. Gośliński zauważył, że jeden z patroli zatrzymał się obok niego. Obaj wachmani przez dłuższą chwilę patrzyli na jego nowe, ułańskie buty. Zrozumiał, że musi zmienić miejsce spania, gdyż wachmani mogą w środku nocy wyprowadzić go do pobliskiego lasu i zastrzelić pozorując ucieczkę jeńca. Gdy się nieco ściemniło zmienił miejsce i tak w spokoju przespał noc.Porucznik Gośliński przeżył w życiu wiele sytuacji, w których mógł stracić życie. Szczęśliwie doczekał jednak czasów wolności. W 1946 roku zaciągnął się do służby w Straży Morskiej. Rok później wrócił na ojcowiznę, gdzie zajął się gospodarstwem. Tutaj się ożenił i tutaj doczekał się piątki dzieci.
Link Poniżej :
https://www.dzienniknowy.pl/wiadomosci/2007,ostatnia-droga-porucznika